sobota, 13 czerwca 2015

Majorka - wybór idealny - cz. III

Jest to trzecia, ostatnia część relacji z 10-dniowego wyjazdu na Majorkę (pierwsza część i druga).

W Alcudii zaliczyliśmy zmianę czasu na zimowy, co sprzyjało naszym planom.
Rano śniadanie, które zawierało się w cenie naszego apartamentu w Alcudii (99e za 3 dni).
Aptartament Carlos V swoją drogą jest mega, godny polecenia, świetnie urządzony, przestronny i wygodny - zapewne tu wrócimy następnym razem. Mieści się w samym centrum starego miasta, chętnie bym go wynajęła na kilka miesięcy.
Po śniadaniu udaliśmy się na targ, który odbywa się w niedziele. Oprócz wyrobów ze skóry można m.in. kupić świeże owoce i warzywa oraz tradycyjne wędliny.



Następnie pojechaliśmy na Cap de Formentor - widoki olśniewają, wąskie, kręte drogi przyprawiają o ciarki na plecach, gdy przychodzi się mijać z autokarem.
Latarnia na Cap de Formentor została zbudowana w 1860r., niestety jest zamknięta dla zwiedzających.



Niesamowite wrażenie robią statki na zatoce Pollenca, które widać w drodze powrotnej.
Kolejnym punktem naszego programu było rewelacyjne miasteczko Pollenca.
Miasto założyli Rzymianie. Brzegi rzeki (teraz wyschniętej) Torrente de Sant Jordi spina rzymski most, Pont Roma, który udało nam się odnaleźć - po środku poniżej.


Wspięliśmy się też ocienionymi cyprysami schodami (365 stopni!) do kaplicy pielgrzymów.
Trudy wędrówki po schodach wynagradzają rewelacyjne widoki.
Wewnątrz zbudowanej w 1794r. kaplicy znajduje sie drewniany krzyż, który ponoć pochodzi z XIIIw., a ustawiony został przez wdzięcznych marynarzy, którzy przeżyli katastrofę statku.


Kolejnym naszym przystankiem było Muro, po drodze zaś mijaliśmy liczne, zachowane w dość dobrym stanie wiatraki.
Najważniejszym zabytkiem w tym miasteczku jest kościół, przebudowany w XVIw., z kolorowymi witrażami rozety nad drzwiami zachodnimi i 46-metrowa nawą. Dzwonnica pełniła kiedyś funkcje wieży strażniczej.


Do dziś na placu de Toros, który może pomieścić do 6 tysięcy widzów, urządza sie corridy.
Były atrakcje dla naszego dziecka:


W bocznej uliczce zaś czas jakby się zatrzymał:


W drodze powrotnej wstąpiliśmy do Parku S'Albufera, który jednak był wkrótce zamykany, wiec zwiedzanie go zaplanowaliśmy na kolejny dzień, w zamian udając sie na pobliska plażę de Muro - sektor I.


Woda była niesamowicie ciepła, być może wrażenie takie było spowodowane chłodniejszym powietrzem o tej porze dnia - ok. 26st ;)
Wieczorem jeszcze zwiedziłam centrum Alcudii, obchodząc mury dookoła.



Kolejny dzień spędziliśmy bardzo intensywnie. Zaczęliśmy od wizyty w Parku S'Albufera, która zajęła nam 2 godziny, mimo że zrobiliśmy tylko 2 z 4 tras.
Najdłuższa trasa liczy ponad 11km. Park jest niesamowity, piękne widoki, rozlewiska z ptakami zachwycają.



 Następnie udaliśmy sie do Safarii-Zoo w Sa Coma. Super atrakcja dla najmłodszych, jak i dorosłych!
Cennik  SAFARI w Sa Coma: 19e/dorosły; lat 3-12 12e; do lat 3 - free



Sama podróż pociągiem przez teren safari zajęła 30 minut, ale śmiechu było co nie miara, a to dzięki zwierzętom domagającym sie jedzenia, wchodzącym na dachy samochodów, zagradzającym drogę.



Park ma super atrakcje dla maluchów, łącznie z placem zabaw ze słoniową zjeżdżalnią oraz mini zoo z młodymi.
Zjazd z pupy słonia - dziecko nasze do dziś wspomina - niezapomniany :) Radość dziecka - bezcenna ;)















W drodze powrotnej zatrzymaliśmy sie w Arta.
Jest to zachwycające miasteczko, ze średniowieczną twierdzą S'Almudaina oraz Sanktuarium Św. Salwatora.
Wstęp do muzeum i kościoła – 2e (osoba dorosła).


W drodze powrotnej udaliśmy sie do prehistorycznej osady talajockiej Ses Paisses, w odległości ok. 1,5km od Arty.
Niestety, i tym razem mieliśmy pecha, gdyż osadę można zwiedzać tylko do 15-tej.

Kolejnego dnia mieliśmy bardzo długą trasę, do tego ulewa pokrzyżowała nam plany.

Pierwszym naszym przystankiem miało być sanktuarium w Lluc, jednak z uwagi na to, że mocno padało, a dziecko nam ładnie spało, zrezygnowaliśmy ze zwiedzania i ruszyliśmy do Sa Calobra - naprawdę godne polecenia. Parking ok. 50c/10min. Już sam dojazd tam jest bardzo urokliwy, droga pełna serpentyn wśród szczytów Serra de Tramuntana.


Następnie udaliśmy sie do Port de Soller, jednak, mimo iż miasteczko jest bardzo ładne, pogoda nie zachęcała do spaceru.


Ruszyliśmy więc dalej – po drodze Deia i Valdemossa.
Po prostu piękne. Musimy tu kiedyś wrócić.



Przy wyjeździe z Valedmossy złapała nas już naprawdę solidna ulewa. Auta na autostradzie stały unieruchomione, deszcz lał się strumieniami.
W tej sytuacji zrezygnowaliśmy z wizyty w Palmie, obawiając się czy uda nam się dojechać na nocleg. Kolejną naszą bazą noclegową na 2 dni były apartamenty Globales Nova w Palma Nova. Atutem tej miejscówki był kryty basen (2 noce 80e ze zniżką).

Następnego dnia pogoda znacznie się poprawiła, ruszyliśmy więc w trasę.
Najpierw dotarliśmy na plażę w okolicy Sol de Mallorca.
Bardzo urokliwe miejsce:


Następnie próbowaliśmy się dostać na punkt widokowy w pobliżu Cala Refaubetx, jednak dojazdy były pozamykane z uwagi na teren wojskowy, więc po przejściu przez bramę i jakieś druty kolczaste i uwiecznieniu naszych wysiłków i determinacji w dotarciu do celu, w końcu odpuściliśmy.
A chcieliśmy dojść na ten cypel:


Kolejnym punktem był Port d’Andratx. Miasteczko jest bardzo malowniczo położone, a obok łodzi rybackich w porcie cumują interesujące jachty.


Następnie ruszyliśmy do Sant Elm, dawnej wioski rybackiej, zamieszkałej przez ok. 300 osób. Turystów jednak jest tam bardzo dużo.


Ostatniego dnia naszego pobytu oddawaliśmy auto w Can Pastilla i również tam spędzaliśmy ostatnią noc przed odlotem (apartamenty w Hotelu Helios 42e).
Autko zatankowaliśmy do pełna i odkurzyliśmy. Kaucje za paliwo dostaliśmy bezproblemowo.
Po drodze do Can Pastilla zatrzymaliśmy się w porcie w Palmie, by podziwiać ogromne promy oraz na chwilę w mieście, by cyknąć kilka fotek. W planach mieliśmy przeznaczenie tego dnia na zwiedzenie stolicy, jednak ostatecznie zdecydowaliśmy, że większą frajdę nasze dziecko będzie mieć z wizyty w akwarium ;) Jako że Majorka nas bardzo zachwyciła i już wcześniej postanowiliśmy, że tu wrócimy, Palmę postanowiliśmy zwiedzić przy kolejnej sposobności.

Samo akwarium jest imponujące, posiada 55 akwariów. Całość podzielona jest tematycznie i obejmuje florę i faunę Morza Śródziemnego, Mórz Tropikalnych, Ogrody Śródziemnomorskie, dżunglę oraz ogromne akwarium "Big Blue", oprócz tego super plac zabaw dla dzieci i restauracje.
Big Blue jest największym europejskim akwarium z rekinami - jego głębokość wynosi 8,5m, szerokość 25m, a długość 33m, łączna pojemność wody to 3,5 mln litrów wody!

Cennik AKWARIUM (według oficjalnej strony www - my płaciliśmy więcej - widocznie ceny spadły): 
23e/os. dorosła, dziecko do lat 3 - free; dziecko 4-12 lat 14e; możliwość wykupienia rocznego członkowstwa

W akwarium nie można się nudzić.

Dżungla:


Atrakcje dla maluchów i większych dzieci:

 Wieczorem kolacja i pożegnanie z wyspą.


Wstaliśmy w nocy - lot był o 6:30. Na lotnisko pojechaliśmy taksówką za ok. 15e, odprawa przebiegła bez żadnych problemów.

Majorka ma tyle do zaoferowania, że planujemy tam pojechać ponownie. Czujemy niedosyt, bo mimo że zjeździliśmy prawie 1000km, nie widzieliśmy jeszcze tylu ciekawych miejsc, a do niektórych na pewno wrócimy!

Mam nadzieję, że komuś ta relacja okaże się pomocna. Podzielcie się w komentarzu waszymi uwagami czy sugestiami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz