Majorka - idealny wybór na wakacyjny wypoczynek
Jeśli nie znacie tej hiszpańskiej wyspy położonej na Morzu Śródziemnym, zapraszam do relacji z naszego 10-dniowego wyjazdu. Relacja z racji długości będzie podzielona na 3 wpisy. Przepraszam za jakość zdjęć, zapewne niektórych uderzy przesycona kolorystyka, ale w tamtym czasie bawiłam się jakimiś filtrami ;)
Majorka jest największą i najcieplejszą wyspą archipelagu Balearów (ogółem jest to ok. 200 wysp, znane wam na pewno są Minorka i Ibiza). Charakteryzuje ją klimat subtropikalny, dzięki któremu lata są długie i gorące, a zimy dość łagodne, z temperaturą powietrza i wody powyżej 0 st. C.
Na Majorce byliśmy z córką pod koniec października 2013, ale wszystkie ceny przedstawione poniżej są zaktualizowane.
Lot odbył się na trasie Poznań-Palma-Poznań liniami Ryanair.
Mimo iż był to już 21-szy października, po przylocie i wyjściu z terminala uderzyła nas fala gorącego powietrza. Łatwo zlokalizowaliśmy bus, który miał nas zawieść do siedziby naszej wypożyczalni w Can Pastilla.
Należy pamiętać, że na Majorce zazwyczaj do trzech dni ma się opcję paliwową full-full, a potem już full-empty i płaci się za cały bak. Za ewentualną opcję full-full trzeba słono zapłacić. Nam się udało znaleźć wypożyczalnię (Hiper Rent a Car), która ma konkurencyjne ceny i do tego opcję full-full niezależnie od ilości dni. I super kontakt mailowy. Oraz, co ważne, nie blokują żadnych środków na karcie, nawet jeśli nie bierze się ich dodatkowego ubezpieczenia.
Mają też niewysoki limit maksymalny na foteliki (36e - cena aktualna). My jednak zdecydowaliśmy się wziąć nasz fotelik, który znamy i mamy pewność, że nie brał udziału w żadnych wypadkach etc.
Extra ubezpieczenia od nich nie braliśmy, on-line wykupiłam opcję „deluxe” z wszelkimi możliwymi bajerami od firmy specjalizującej się w „excess reimbursement insurance” - wyszło ok. 28e za 10 dni.
Z lotniska pojechaliśmy do naszej pierwszej bazy noclegowej – hotelu w Cala d’Or na południowym wschodzie wyspy.
Priorytetem dla nas było, aby hotel miał jakieś atrakcje dla maluchów – huśtawka, ślizgawka, basen.
Tak więc apartamenty w Cala d’Or spełniały nasze oczekiwania i zdecydowaliśmy się zostać tam 5 nocy. Cena była atrakcyjna, bo 150e.
Zakupy zrobiliśmy w sieci sklepów Eroski. Polecić też możemy Lidla – ma większy asortyment niż w Polsce, a ceny nawet niższe niż w Eroski.
Po „zwiedzeniu” hotelu i wstępnym rozeznaniu terenu (obowiązkowy pobyt na placu zabaw), poszliśmy na plażę Cala Gran –turkusowy odcień wody zachwycił nas.
Na pobliskich skałach syciliśmy oczy cudnym widokiem, relaksując się i wcinając przekąski do późnego wieczora.
Kolejnego dnia pozwiedzaliśmy okolicę. Plażowaliśmy na Cala Santanyi - fajna plaża, jednak w towarzystwie wysokich blokowisk hoteli, za czym osobiście nie przepadam. Bardzo czysta woda.
Odwiedziliśmy też rynek w Santanyi - smakowite sery i wędliny, oprócz tego sporo sprzedawców, którzy próbowali sprzedać nam portfele, ciuchy jakieś i co jeszcze mieli. Zaintrygował nas kościół, niestety zamknięty, z perspektywy czasu mogę napisać - jak większość kościołów na tej wyspie.
Nie wiem, czy przez to, że dużo zwiedzaliśmy w czasie sjesty czy też taki urok tych świątyń.
Kolejnym naszym punktem była Colonia de Sant Jordi. Po drodze zatrzymując się w uroczym miasteczku Ses Salines. Colonia de Sant Jordi nie zrobiła na nas jakoś szczególnego wrażenia (ładne widoki, ale skaliste wybrzeże – zbyt niebezpieczne na małe stópki), więc pojechaliśmy na plac zabaw, który wywarł szczególne wrażenie na naszym dziecku, tak szczególne, że nie chciało w ogóle wracać do domu ;) Sam plac zabaw w istocie był fajny, z motywem statku, polskie place zabaw są raczej monotematyczne, przynajmniej w naszym rejonie.
W okolicy Colonia de Sant Jordi jest też plaża uznawana za wielu za najładniejszą na Majorce – Es Trenc, my jednak zaplanowaliśmy wypad na tę plażę na inny dzień, gdyż czekały na nas jeszcze ogrody botaniczne „Botanicactus”, które widzieliśmy po drodze jadąc do Colonia de Sant Jordi.
Podążyliśmy więc za znakami – o takimi:
Tak coś nam się kojarzyło, że ogrody miały w nazwie kaktusy ;)
Poniewczasie, czyli przyjechaniu na miejsce, naszym oczom ukazał się taki widok:
Plantacja kaktusów zamiast naszych ogrodów botanicznych :D
Kolejnego dnia postanowiliśmy udać się do jaskiń w okolicach Porto Cristo. Samo Porto Cristo jest ładnym, klimatycznym miasteczkiem, dawnym potem rybackim.
![]() |
| Porto Cristo |
Jest to urocza, mała plaża, z klifami po obu stronach wody, widoki są naprawdę super – piękna, turkusowa woda.
![]() |
| Cala Anguila |
Smocze jaskinie naprawdę nas urzekły, a koncert na wodzie w stylu "światło i dźwięk" dopełnił pozytywnych wrażeń.
Cuevas del Drach (GPS: 39.535825, 3.330342)
Cena biletu dla osoby dorosłej 14,50e, dzieci do lat 3 - za darmo, powyżej - 7,50e
Smocze Jaskinie znane były juz w średniowieczu, zbadane w 1880r. przez M.F. Wil i w 1896r. przez E.A. Martel, który też odkrył jaskinię z jeziorem, noszącym teraz jego imię.
Jaskinie przystosowano dla odwiedzających w latach 1922-1935: zbudowano wejście, zaprojektowano ścieżki, zbudowano schody,także zainstalowano oświetlenie elektryczne zaprojektowane przez Carlesa Buigasa.
Wycieczka po jaskini ma ok. 1,2 km długości, trwa ok. godziny-półtorej:
czas zwiedzania ok. 40 minut, potem 20 min. koncert muzyki klasycznej, nawet 20 min. oczekiwania w kolejce na łódkę i 5 min podróż do wyjścia.
Kilka ciekawostek:
- Temperatura w jaskini wynosi ok 21°C, wilgotność powietrza ok. 80%.
- Jezioro Martel ma ok. 170m długości, 30m szerokości, a głębokość wynosi od 4 do 12 metrów. Jest jednym z największych podziemnych jezior na świecie.
- Jaskinie mają nawet 25m wysokości. Pełne są stalaktytów i stalagmitów, które rosną ok. 1cm na 100 lat.
A ja już teraz zapraszam na kolejną część relacji z pobytu na tej pięknej wyspie :)















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz