środa, 6 stycznia 2016

Milos - bo jest miło - Mandrakia

Dziś zapraszam was do serii wpisów z pięknej greckiej wyspy - Milos, na której byliśmy w 10 dni w listopadzie.
Córka moja cały czas pytała: "Mama dlaczego ta wyspa nazywa się Milos? Bo jest tu miło?" ;) Wyspa mnie zachwyciła - przepiękne krajobrazy, gościnni mieszkańcy, pyszne i niedrogie jedzenie. Do tego piękna pogoda.



Milos jest niewielką (160 km2) wyspą położoną w archipelagu Cykladów na Morzu Egejskim.
Można śmiało powiedzieć, że jest to wyspa o wielu plażach, z których każda jest inna.

Jak pamiętacie, na wakacje poleciałam z dwójką dzieci - w wieku 1 roku i 4 lat. Początkowo planowaliśmy wynająć auto i objechać wyspę wszerz i wzdłuż, jednak gdy okazało się, że mój mąż nie może z nami jechać, zmieniłam plany. Przyznam się, że obawiałam się jeździć z dwójką małych dzieci w nieznanym terenie. Jako że wyspa nie jest duża, to robiliśmy sobie spacery w różne zakątki.
Jeździliśmy też autobusem, niestety po sezonie liczba dostępnych tras spada drastycznie - jest tylko kilka autobusów dziennie, a do większości miejsc poza sezonem nie jeżdżą w ogóle.

Najbardziej ze wszystkich miejscówek zachwyciła mnie Mandrakia.






Dawno już nie widziałam tak pięknych kolorów:















Trasa nie była zbyt męcząca, oprócz sporej górki już do samej plaży. Przezornie zostawiłam wózek na szczycie wzgórza, aby w drodze powrotnej nie musieć pchać wózka kilometr w górę.
Mieliśmy niesamowite szczęście, bo o ile w samej Mandarkii nie było widać żywej duszy, to ni stąd ni zowąd usłyszeliśmy auto za sobą. I tak oto ksiądz podrzucił nas na szczyt wzgórza. Stąd już mieliśmy około 3,5 km do domu. Ostatni rzut oka na to wyjątkowe miejsce:


Mam nadzieję, że spodobały się wam zdjęcia. Zapraszam na kolejny wpis i jeszcze bardziej magiczne i niesamowite miejsce - Sarakiniko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz