niedziela, 9 sierpnia 2015

Malta wakacyjnie - relacja cz. 3 - GOZO

Zapraszam was na ostatnią część relacji z naszego wakacyjnego pobytu na Malcie. W tej części nasz trzydniowy wypad na sąsiadującą wyspę - Gozo. Relacje z Malty możecie znaleźć tutaj i tutaj.


DZIEŃ 8


Na Gozo dostaliśmy się promem obsługiwanym przez firmę Gozo Channel.
Jeśli podróżujecie z dziećmi, bilet najlepiej kupić w drodze powrotnej, bo o ile bilet dla dorosłego jest ważny przez okrągły rok, to dla dziecka jedynie przez 24 godziny. Promy kursują z maltańskiej miejscowości Cirkewwa do Mgarr na Gozo z częstotliwością co 45 minut, a cała podróż trwa ok. 20 minut.
Po drodze mija się wyspę Comino ze znaną plażą Blue Lagoon. Jest to najmniejsza zamieszkała wyspy archipelagu - na stałe mieszka tam 1 rodzina. Ostatecznie wyspy tej nie odwiedziliśmy. Baliśmy się przedzierać się z naszymi wózkami przez tłumy na maleńkiej plaży ;)

Prom Malta - Gozo - Malta - osoba dorosła 4,65 euro, dziecko 3-12 lat 1,15 euro

Gozo jest drugą co do wielkości wyspą archipelagu Wysp Maltańskich. Długość jego linii brzegowej wynosi niecałe 43 km. Wyspę zwiedza się bardzo przyjemnie - odległości są naprawdę niewielkie - maksymalna szerokość wyspy to ok. 14 km, zaś długość ok 7 km.
Komunikacja na Gozo jest sprawna, autobusem można dojechać naprawdę wszędzie. Mimo, że nocowaliśmy w małej wiosce, w której jedyny sklep ogólnospożywczy był otwarty do 19-tej, dojechaliśmy tam komunikacją publiczną. Apartament w Gozo Village Holidays był naprawdę komfortowy, mieliśmy do dyspozycji 2-sypialniany apartament o powierzchni 100 m2. Wyposażenie obejmowało wszystko, co potrzebowaliśmy - lodówka, toster, mikrofala, kuchenka. Podczas naszego 3-dniowego pobytu apartament nie był sprzątany, co nie było dyskomfortem, gdyż na wyposażeniu były także wszelkiej maści szczotki i wiadra, które możnaby użyć w razie potrzeby.
Obiekt nie posiadał basenu krytego, ale basen zewnętrzny był całkiem spory i miał osobny brodzik dla maluchów.

Basen w Gozo Village Holidays
Za 3-dobowy nocleg zapłaciliśmy 345 euro, z czego 276 euro otrzymaliśmy z powrotem od booking.com z tytułu dopłaty do anulowanej przez booking.com rezerwacji. Ostatecznie nocleg w tym obiekcie kosztował nas zaledwie 69 euro.
Tego dnia wybraliśmy się obejrzeć Azure Window - naturalny korytarz, przez który przepływa woda.


Azure Window (po prawej u góry) i Fungus Rock (skała po lewej góry)

Fungus Rock - skała na tle klifów

Pięknie położone, widoki zapierają dech w piersiach. Warto się tu wybrać i pobyć chwilę!
W sąsiedztwie znajduje się też Fungus Rock - wapienna skała o wysokości 60 m. Znana z powodu "grzybka maltańskiego", za którego kradzież groziła kara śmierci. Dziś wyspa stanowi rezerwat przyrody.

A taki mieliśmy widok z naszego tarasu - cudowny wypoczynek na wsi:


DZIEŃ 9


Dzień przeznaczyliśmy na poznanie okolicy oraz zabawy z dzieciakami w basenie.
Udało nam się dotrzeć nad klify oraz znaleźć jaskinie popularne wśród nurków. Groty na Gozo są prawdziwą atrakcją, gdyż reprezentują zróżnicowany poziom trudności, przez co każdy nurek znajdzie coś dla siebie.


Jakieś 1,5 km od naszego miejsca pobytu znajdowała się bazylika Ta' Pinu.

Bazylika Ta' Pinu
Kościół został zbudowany w latach 1919-1931 i należy do najważniejszych na wyspie. Wcześniejsza świątynia zbudowana w tym miejscu pochodziła z XVI w. Z historią kościoła związanych jest kilka cudownych wydarzeń. Warto też dodać, że w 1990 r. kościół został odwiedzony przez papieża Jana Pawła II, który dołożył do obrazu Matki Bożej 5 złotych gwiazd.
Na pobliskim wzgórzu znajduje się droga krzyżowa z figurami naturalnej wielkości.



DZIEŃ 10


Dzień zaczęliśmy od zwiedzenia stolicy wyspy - Victorii. Miasto w czasach panowania Arabów nosiło nazwę Rabat, zaś po przejęciu Malty przez Brytyjczyków nazwę zmieniono dla uczczenia diamentowego jubileuszu panowania królowej Wiktorii. Na miastem góruje cytadela. Widok ze wzgórza jest naprawdę imponujący.

Cytadea w Victorii
Forteca pochodzi ze średniowiecza, założona została przez Aragónczyków, następnie podczas inwazji tureckiej została zniszczona, po czym popadła w ruinę. Jej część została odbudowana w XVII w. przez joannitów. Także w chwili obecnej trwają tam prace remontowe.

Cytadela w Victorii - prace remontowe
Po drodze mijaliśmy też katedrę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny zbudowaną w stylu barokowym, zaprojektowaną przez Lorenzo Gafa, który też projektował katedrę w Mdinie na Malcie.

Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Victoii

Panorama z cytadeli w Victorii
Kościół górujący w tle to kościół Św. Jana Baptysty w Xewkija -
ta rotunda jest widoczna z dużych odległości na całej wyspie 
97-metrowej wzgórze w pobliżu Marsalforn
z 12-metrowym pomnikiem Jezusa skierowanym w kierunku Rabatu
Widok z cytadeli w Victorii
Nie pytaj komu bije dzwon.. ;)
Jeden z dzwonów na terenie cytadeli
Następnie udaliśmy się na poszukiwanie świątyń Ġgantija. Kierowca okazał się pomocny i pokazał nam, gdzie wysiąść. Koszt biletu wstępu (9 euro/osoba) jednak nas odstraszył.  
 Z zewnątrz niestety nic nie widać, więc nie mogliśmy nawet podejrzeć świątyń, można je jedynie zobaczyć na filmiku wyświetlanym w recepcji budynku. Dwie świątynie zachowane w tym miejscu zaliczane są do najstarszych budowli na świecie, liczą 5800 lat. Jeśli kogoś interesują takie zabytki, to na pewno warto zobaczyć.
Stamtąd udaliśmy się nad zatokę Ramla. Zrobiła na nas niesamowite wrażenie - piaszczysty czerwony piasek, czyściutka woda i niedrogie drinki :)

Widok na Ramla Bay
W okolicy znajduje się jaskinia Calypso - zejście niedostępne podczas naszego pobytu, ponoć ze względów bezpieczeństwa. 

Zejście do Calypso Cave

Widoki z punktu widokowego jednak wynagradzają wszystko i zapierają dech w piersiach. 

Ramla Bay


Stamtąd udaliśmy się bezpośrednim autobusem do Marsalforn - uroczej wioski rybackiej z górującym 12-metrowym pomnikiem Jezusa. Posąg ten widać nawet z cytadeli w Rabacie. Sama miejscowość jest bardzo przyjemna, z promenadą wzdłuż morza oraz dobrym zapleczem hotelowo-gastronomicznym. Warto tu odpocząć i coś przekąsić, gdyż ceny są naprawdę przystępne.

Marsalforn

DZIEŃ 11


Tego dnia wracaliśmy na Maltę, skąd późnym wieczorem mieliśmy samolot do Gdańska.
Naszą podróż zaczęliśmy od wyprawy na 150-metrowe klify w okolicach Ta Cenc. Sama podróż autobusem ze stolicy trwa może z 10 minut, za to na poszukiwanie klifów straciliśmy znacznie więcej. W końcu musieliśmy się rozdzielić, bo nie byliśmy w stanie z dwoma wózkami przedzierać się przez pola i kamienne murki.

"Trasa" na klify
A myślałam, że ślimaki po deszczu wychodzą..















Chyba wogóle pomyliliśmy kierunki, niemniej jednak czytałam, że te klify są dość trudno dostępne. Za to panorama - wyjątkowa:

Klify w okolicy Ta Cenc
Następnie udaliśmy się do pobliskiego Xlendi. Jadąc autobusem, na zatokę roztacza się piękny widok. Nie spędziliśmy tam za dużo czasu, ale miejscowość przypadła nam do gustu. Do tego dostaliśmy tam najtańsze lody podczas całego naszego pobytu - spora 3-gałkowa porcja za zaledwie 1,70 euro. A lody na Malcie i Gozo są zdecydowanie najlepsze jakie dotąd jedliśmy ;)

Zatoka Xlendi
W Xlendi zorientowaliśmy się też, że popsuło nam się kółko w córki wózku - mieliśmy dylemat czy brać wózek z powrotem, czy zostawić. Wózek przez 3 intensywne lata użytkowania przeszedł z nami naprawdę wiele, aż żal było go zostawiać, bo wydawał się niezniszczalny :D Jako że dalej jeździł, tyle że dziwnie wyglądał z jednym kółkiem bez oponki, wzięliśmy go ze sobą. I słusznie, bo producent przysłał nam kółko za free :)

Z uwagi na to, że w Xlendi sporo knajpek było zamkniętych w porze sjesty, udaliśmy się z powrotem do Rabatu, gdzie zjedliśmy nasz ostatni maltański posiłek, a następnie pojechaliśmy autobusem do portu. Kupiliśmy bilety na prom (4,65 euro osoba dorosła, dziecko od lat 3 - 1,15 euro - cena obejmuje przejazd w dwie strony), w Cirkewwie złapaliśmy autobus na lotnisko, po kilku godzinach siedzieliśmy już w samolocie i w ten oto sposób nasze wakacje dobiegły końca.

Powiem wam szczerze, że Malta i Gozo bardzo mi się podobały, jednak chciałabym wrócić poza sezonem, gdy jest mniej turystów. Jedzenie nie przypadło mi do gustu, ale za to uzależniłam się od Kinnie - ziołowego napoju rodem z Malty.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz